Twórczość Schulza jest z typu tych, które onieśmielają, zadziwiają i pozostawiają bez tchu. Ilekroć ktoś znajdzie się na wystawie jego węgielnych rysunków doznaje poczucia jakiegoś niesamowitego nastroju w jaki ten twórca wprowadzał. Podobnie z twórczością graficzna i literacką. Jeśli do tego dodać dramat ostatnich miesięcy życia artysty, gdy by uratować życie malował na zlecenie komendanta drohobyckiego Gestapo Landaua freski w sypialni jego synów, to trudno przejść koło twórczości autora "Sklepów cynamonowych" obojętnie. Naprawdę.
Urodził się jako syn żydowskiego kupca z Drohobycza - Jakuba Schulza. Co wcale nie rzutuje na jego polskość, bo nie dosyć, że mówił i pisał po polsku, to jeszcze stale i niezmiennie czuł się Polakiem i tak o sobie mówił. Studiował architekturą na Politechnice Lwowskiej. Pierwszą wojną światowa spędził w Wiedniu, gdzie studiował, wykorzystując nadarzającą się okazją, dzieła mistrzów. Tam też zapewne powstał jego pierwszy autoportret, z 1917 roku, przedstawiający artystą przed pulpitem kreślarskim.
Od 1924 roku rozpoczął pracą nauczyciela rysunku w gimnazjum w Drohobyczu, a od 1928 roku pracował także w tamtejszym liceum.
Od lat 1930-tych obok twórczości plastycznej uprawiał literaturą. Najsłynniejszym jego dziełem jest zbiór opowiadań "Sklepy cynamonowe" z 1934 roku oraz powieść "Sanatorium pod klepsydrą". Zarówno w malarstwie, jak i pisarstwie, posługiwał się hiperbolizacją rzeczywistości, groteską, deformacją, w literaturze tzw. logiką snu. Inspiracją było zawsze i niezmiennie życie codzienne Drohobycza, małego, sennego galicyjskiego miasteczka. Najintensywniej tworzył na urlopach w Warszawie, Zakopanem i Paryżu. W Zakopanem poznał
Stanisława Ignacego "Witkacego" Witkiewicza, w którego happeningach brał kilkakrotnie udział, wraz z Gabrowiczem, nie pozostał jednak w gronie otaczających go artystów.
Witkacy oddał wiele zasług w kierunku popularyzacji Schulza, doceniając charakter jego twórczości, bez względu na jej odmienność od jego własnej.
Zachowana twórczość Schulza to głównie rysunki węglem na papierze oraz grafiki. Z prac malarskich zachował się tylko jeden pewny obraz - "Spotkanie na mieście" (w Muzeum Literatury w Warszawie), odnaleziony w latach 90tych XX wieku, a zawierający autoportret artysty jako młodego chasyda, znane jest kilka portretów mu przypisywanych. Publikował także cykle grafik próbując w ten sposób poprawić swoją sytuację materialną. W latach 1919-1920 wydał teką z cyklem "Xięga bałwochwalcza", bez większego jednak powodzenia materialnego. Wydana została ona w kilku wariantach, nie wiadomo w jakim nakładzie, jakkolwiek znane jest kilka wersji tak okładki, jak zawartości.
"Xięga..." jest zbiorem grafik ukazujących kobiety, otaczane kultem bałwochwalczym przez mężczyzn gromadzących się u ich stóp, przeważnie przedstawienia mężczyzn, to autoportrety samego Schulza. Poniekąd zdradził on tu swe sadomasochistyczne zainteresowania seksualne.
Artysta często ilustrował także swoje prace literackie, m.in. "Sanatorium pod klepsydrą", opowiadania ze "Sklepów Cynamonowych", także dzieła m.in. Gombrowicza.
Zaręczył się z Józefiną Szlińską, w celu jej poślubienia wystąpił nawet z gminy żydowskiej, jednak zmuszony śmiercią brata do pomocy materialnej rodzinie i stojący przed perspektywą opuszczenia swego miejsca inspiracji, rodzinnego miasta, ostatecznej zakończył ten związek.
Drohobycz inspirował go bowiem swym charakterem urbanistycznym, wąskimi uliczkami, niska zabudową, która najczęściej stanowi tło jego prac, zarówno plastycznych, jak i literackich. Miasto przybiera w nich cechy labiryntu, zupełnie magicznego, zamkniętego świata.
Najtragiczniejszym okresem życia Schulza była II Wojna Światowa. Początkowo Drohobycz znajdował się pod okupacją radziecką, toteż artysta zmuszony był malować obrazy na zamówienie władzy. Najprawdopodobniej były to sceny ideologiczne i portrety reprezentacyjne. Wiemy o monumentalnym "Portrecie Stalina" i obrazie "Wyzwolenie ludu zachodniej Ukrainy przez Armię Czerwoną", za który zresztą Schulz trafił do aresztu NKWD, gdyż namalował do w barwach narodowych Ukrainy - żółto-niebieskich.
Gdy po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej latem 1941 do miasta wkroczyli Niemcy zrazu musiał się ukrywać, potem wraz z rodziną trafił do getta. By uratować życie malował obrazy na zamówienie komendanta drohobyckiego Gestapo - Felixa Landau'a, były to m.in. portrety swego "protektora". Za te zasługi mógł zachować życie, bynajmniej jednak nie było to aktem humanitaryzmu ze strony Landaua, a jedynie kontakty z artystą klasy Schulza łechtały jego próżność. Dla komendanta Gestapo wykonał m.in. freski w sypialni jego dzieci, o tematyce bajkowej, które polscy konserwatorzy odkryli w dawnej willi komendanta w 2002 roku. Niestety te, które zostały odsłonięte nielegalnie skuli i wywieźli "przedstawiciele" instytutu Yad Vashem do Jerozolimy, co było aktem skandalicznym i jak wszystko wskazuje wątpliwe by taka była intencja twórcy. Pozostałe odsłonili, przenieśli na inne podłoże i zakonserwowali pracownicy lwowskiej Galerii Obrazów. Sposób konserwacji, metody jej przeprowadzenia (wielu twierdzi, że wręcz namalowano owe freski od nowa) i sam fakt zdekontekstowania prac artysty poprzez ich usunięcie z oryginalnego miejsca budzą do dziś kontrowersje. Obecnie znajdują się one w muzeum krajoznawczym w Drohobyczu. Prawdopodobnie istniały kiedyś także freski artysty w krytej ujeżdżalni koni.
Wśród zachowanych malowideł z Willi Landaua są m.in. wizerunek kota, trzech krasnali, utrzymane w żywej kolorystyce, namalowane z niesamowitą gracją, jednak patrząc na nie czuje się presją i dramatyzm położenia w jakim znajdował się artysta, gdy powstawały.
Schulz nie mógł bowiem czuć się do końca bezpiecznym. Polskie narodowe środowiska intelektualne podejmowały starania uratowania artysty, zaangażowała się w nie osobiście Zofia Nałkowska, która załatwiła artyście fałszywą kenkartą. To umożliwiło mu planowanie próby ucieczki do Warszawy.
Zaplanował ją na 19 listopada 1942, jednak idąc po swój przydział chleba, niezbędny w ucieczce, został zastrzelony na ulicy przez Gestapowca, Karla Gunthera. Wydarzenia tego dnia nazwano potem krwawym czwartkiem, a spowodowało je zabicie jednego niemieckiego żołnierza przez żydowskiego aptekarza. W odwecie Niemcy zgotowali na ulicach Drohobycza zupełnie przypadkową kaźń wielu osobom. Wśród nich był właśnie Bruno Schulz, który zginał idąc przez park. Potem Gunther twierdził, iż zabił pupila Landaua w odwecie za zabicie przez komendanta Gestapo swego protegowanego - żydowskiego dentysty Lowa. Miejsce pochówku artysty nie jest znane, najprawdopodobniej spoczął wraz z innymi ofiarami rzezi w mogile na Nowym Cmentarzu Żydowskim.
W 61 rocznicę śmierci Schulza w Drohobyczu otwarto jego skromne muzeum. Mieści się ono w gmachu obecnego drohobyckiego Uniwersytetu, a dawnego Gimnazjum im. Władysława Jagiełły, w niegdysiejszym gabinecie artysty. Nie udało się jednak dla niego pozyskać z muzeum krajoznawczego fresków. Cieszy jednak sam fakt, bez względu na jego skalę, szczególnie, że jest to inicjatywa całkowicie ukraińska. Może nareszcie Schulz doczeka się upamiętnienia w swym rodzinnym mieście, mimo sprzeciwu skrajnie nacjonalistycznych i antypolskich środowisk, które stanowią na zachodniej Ukrainie większość, a które głoszą, że taki fakt nie ma prawa bytu, albowiem Schulz nigdy nie napisał słowa po ukraińsku. Choć z drugiej strony utworzenie jakiejkolwiek większej placówki muzealnej na takim tle wydaje się nierealne. Największe zbiory prac artysty posiadają Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie i Żydowski Instytut Historyczny tamże.
-- ta strona jest też dostępna pod adresami:
>>
www.BrunoSchulz.com
>>
www.Bruno-Schulz.com